Która jest lepszą postacią żeńską? Ja stawiam na Eowinę, staneła do walki wśród żołnieży zabrała ze sobą Merry'ego i trzymała jego stronę, własnoręcznie pokonała groźnego czarnoksieżnika zasłaniając własnym ciałem poległego ojca. Dziewczyna o wielkiej odwadze i fachu w boju, godna córka króla Rohanu.
A Awerna to beksa. ;f I na dodatek elfka. A ja nie lubię tego kiczu z romansem międzyrasowym.
a kto ocanił Froda uciekając przed mrocznymi jeźdzcami albo zrezygnował z życia nieśmiertelniczki dla Aragorna ? Eowina była typową wojowniczką, córka króla musi mieć krzepę i odwagę. Jednak ja bohaterstwa Arweny nie umniejszam.
Uratowała, ale nie stawiła im czoła. A córki króla no to no nie dokońca z nimi jest tak jak opisałeś, zwłaszcza patrząc na karty historii. Eowina przypomina mi bardzo Mulan, a to jestmoja ulubiona postać kobieca zprodukcji Disneya.
Arweny w książce tam NIE BYŁO !!
Hobbitów uratował Glorfindel.
Scenarzysta w tym punkcie przegiął pałę na maxa !!
To była dobra decyzja. Arwena była istotna dla Aragorna i to był dobry moment, żeby ją widzom przedstawić. Glorfindel nie odgrywał już potem żadnej roli, tak więc wprowadzenie go tylko na chwilkę mijałoby się z celem.
Dużo jeszcze jest innych watków w ksiązce ? bo przymierzam się do książki LOTR od dłuższego czasu i potrzebuje motywacji
Wątek Toma Bombadila, całkiem usunięty z filmu, w dwóch wieżach jest parę zmian (Elfy w Helmowym Jarze np.), a najwięcej w Powrocie Króla (cały wątek Umarłych i Sarumana).
Teraz to ja już przywykłem do Liv i mnie tak nie razi .
Ale jak byłem na premierze pierwszej części i w momencie kiedy spodziewałem się , widoku jadącego jednego z najpotężniejszych elfów , zobaczyłem galopującą Liv.....
Zgięło mnie w pół , dostałem wytrzeszczu i boleśnie zaskowyczałem WTF....
racja - nie było - to fikcja reżyserska - tak jak z tym kamieniem który podarowała Aragornowi - Arwena podarowała klejnot ale Frodowi - na samym niemal końcu ksiazki a Aragorn dostał klejnot w Lorien od Galadrieli......
Eowina. O wiele lepsza dziewczyna dla Aragorna, pełna życia i twarda. Arwena to taka cierpiąca piękność. Pasowałaby do Froda, oboje by sobie cierpieli w fotelach przy kominku.
Eowina była by o wiele lepszą władczynią dla ludzi , niż chowana przez wieki w cieplarnianych warunkach elfka.
Co Arwena mogła wiedzieć o potrzebach swoich ludzkich poddanych.
Eowinę kochano w Rohanie jako księżniczkę za jej serce i męstwo.
Ona powinna być królową Gondoru i Rohanu.
no, ale miłość jest ślepa i wybrał Arwenę...do Aragorna musimy mieć pretensję :P BTW filmowa Liv Tyler jest śliczna i dobrze, że znalazła się w tym filmie bo na tle brzydkich krasnolodów, orków, dziadków i smigola przynajmniej ktoś ładny się pojawił ;)
Ej, ja jestem dziewczyną i z kolei nie cierpię elfów właśnie za to, że to takie śliczne cnotki, co mają supermoce, super mądrość, super skille, są nieśmiertelne, niewinny wyraz twarzy, ale jak się coś nie teges zaczyna dziać to nie bardzo się palą do roboty, wolą oddać pałeczkę komu innemu, zaszyć się gdzieś, a tak to się chełpią jakie to one uber nie są. Natomiast Gimli był tym pozytywnym akcentem, może nie byl piękny, ale był uroczy, miał super komentarze i charakterek. Szanuje Tolkiena bardzo, stworzył przepiękny świat i stał się natchnieniem dla wielu artystów, ale odkąd wykreował elfy to się muszą w każej nimal grze fantasy pojawiać i zawsze są pokazywane jako ta nadrzędna rasa co jest bardzo denerwujące. A teraz malo kto pamięta, że prawdziwe elfy ( z mitów folklorystycznych) to małe złośliwe włochate latające owado-podobne potworki.
Ale nie mam nnic do ludzi co ich lubią, tak tylko wyrażam swoje zdanie jakby co ;)
Szekspir frajerem nie był. Jego dzieła były satyryczne, przesłania jego dzieł są uniwersalne. A on ich nie wykreował, bo wzięły się z folklorystycznych opowiadań.
W mitologii germańskiej, skąd wzięły się elfy, było co najmniej kilka wyobrażeń tych stworzeń. Najbliższe wersji Tolkienowskiej były piękne dziewczęta nieustannie tańczące w lasach (ot takie nordyckie nimfy) połączone z jeszcze wcześniejszym wyobrażeniem elfów jako bogów, zdegradowanych potem pomniejszych bożków. Małe chochliki to kreacja znacznie młodsza, połączona dodatkowo z wierzeniami celtyckimi, popularna w Anglii, spopularyzowana również przez m.in. Shakespeare'a. Tolkien jako wybitny znawca mitologii germańsko-nordyckiej niczego nie musiał wymyślać.
Pretensję można mieć do tego że to baśniowy film fantasy. Gdyby konwencja byłaby bardziej w stylu Gra o Tron, to Aragorn mimo że kochał Arwenę poślubiłby Eowynę bo to zacementowałoby układ który uczyniłby ludzkość najpotężniejszą rasą w Śródziemiu. I w zasadzie taki powinien być happy-end. No ale to baśń , więc musi być miłość, wzdychanie i piosenka króla na koniec która tak tu pasuje jak słusznie wywalony z filmu Tom Bombadil
Przecież wybór Aragorna to był klasyczny przykład trzeźwej realpolityk. Dunedainom potrzebny był zastrzyk szlachetnej krwi, bo po ponad trzech tysiącach lat od zniszczenia Numenoru nawet jakość królewskich genów nieco przygasła. Sojuszu z Rohanem nie trzeba było niczym cementować, wystarczyła dżentlemeńska umowa między Eorlem i Cirionem.
A Aragorn śpiewający przysięgę Elendila to akurat jeden z bardziej "tolkienowskich" momentów filmowej trylogii.
Nie trzeba było cementować? Wcześniej też mieli sojusze i piękne deklaracje, i trzeba było aż Gandalfa żeby odpowiednio "zmotywował" Rohan do pomocy Minas Tirith. Tak zastrzyk szlachetnej krwi byłby pomocny ... przez pierwsze 200? 300 lat? Później istnienie elfów przeszłoby do legendy. Gdyby elfy zostały, taki mariaż byłby faktycznie ważniejszy i same deklaracje z Rohanem by wystarczyły. Nawet mimo tego że już od dawna nie były rasą "wiodącą". Natomiast uważam że połączenie 2 największych ludzkich rodów mariażem dałoby efekt ich zespolenia w jeden z którego siłą musieliby się liczyć wszyscy.
Tom Bombadil też był "tolkienowski". I wcale nie płaczę że go wywalili.
Gdzie trzeba było, w filmie? W książce żadnych wątpliwości z tego co pamiętam nie było. Jeśli chodzi Ci wcześniejszą niedyspozycję Theodena to cóż, w takich przypadkach nawet 20 małżeństw nie pomoże.
Elfy mogłyby sobie przejść do legendy, ale krew elfów i majarów dodana do linii królów (tak, wiem, Aragorn też ją miał, ale u ludzi z racji liczby pokoleń trochę szybciej się rozrzedzała) robiłaby swoje. Eugenika przyjacielu. Przypominam również, że ostatni związek króla Gondoru z kobietą z pośledniejszego plemienia skończył się wyniszczającą wojną domową.
Tom Bombadil tolkienowski nie był. Sam autor twierdził, że jest to "postać z innej bajki" i wsadził go tam dla skeczu.
Książki nie pamiętam dobrze. Film już dawno oglądałem ale o ile dobrze pamiętam to po przebudzeniu Theodena gdy Gandalf mówił o planach pomocy Minas Tirith to Theoden stanowczo odpierał te plany argumentując że Gondor do tej pory nie kwapił się żeby im pomagać. Kilka razy były takie rozmowy i dopiero po helmowym jarze się zdecydowali. Sami gondorczycy też nie spodziewali się pomocy ze strony Rohanu o czym wspominał namiestnik. Tak jakby kontakty były pozrywane. Ale to z filmu pamiętam nie wiem już jak było w książkach.
Ogólnie spierać się nie będę, bo mam luki w znajomości Śródziemia. Być może masz rację z Arweną.
Ejejej. Miłość nie jest ślepa, jak już zauroczenie/zakochanie. I wolę Eowinę - taka kobieta z krwi i kości, kobiecy odpowiednik Aragorna ;)
Ja miałam lekki żal, że jednak przeżyła. Za każdym razem jak oglądam powrót Króla mam nadzieję, że jednak kopnęła w kalendarz. (wiem, że to brzmi wrednie, ale to jest fikcyjna postać, więc no normalnie to wiadomo takich rzeczy się nie życzy).
Twój komentarz mnie rozwalił, już to widzę ona i frodo, z tym typowym spojrzeniem biednego baranka, gdzie łezka łagodnie spływa z oczka. xD
Pamiętam jak Nostalgia Critic zwrócił uwagę na ten "płacz" że w ogóle nie przypomina tego nam znanego, że nam z nosa cieknie, mamy zaczerwienione powieki, chlipamy..
Heh :P dobre , faktycznie, i Frodo i Arwena są takimi ,,cierpiącymi" postaciami :P pasowali by do siebie , a Eowina jest typem wojowniczki i polubiłam bardzo jej postać :)
moze o takim a nie innym wyborze Aragorna zadecydowalo ostatecznie to, ze Eowina nie umiala gotowac
Nie wiedziałam, że elfy uchodzą za szfów kuchni xD widać są, żeczy o których Tolkien nie napisał.
tego pewnie w ksiazce nie bylo. w edycji rozszerzonej jest z dwa razy jak Eownia daje Aragornowi cos do jedzenia, a on tym zachwycony nie jest, bo jak nie patrzy to wypluwa lub wylewa xD stad moje skojarzenie
Nie moja wina, że postów nie można edytować. Literówki się zdarzają każdemu. Widzę, że podoba ci się ta emotka.
Też wolę Eowinę , a Arweny nie lubię , nie dlatego że jest elfem (bo ja osobiście uwielbiam elfy) , ale faktycznie jej postać jest nieciekawa . Uważam że wątek z nią i Aragornem jest nie potrzebnie aż , tak rozwinięty......
E tam, przyczepiliście się do tej Arweny jak rzep do psiego ogona. Nie jestem fanką Liv, ale taką dostała rolę i świetnie ją zagrała, a wyobraźmy sobie co by było jak by było inaczej, np: gdyby Arwena była wojowniczką to nic by nie zdziałała bo siedziała by w tej krainie Elfów. A Eowina siedziała by w pałacu i płakała, co by się wtedy stało z Merry i wogóle, przecież obie panie odgrywają ważne role, a romantyczny wątek między Aragornem i Arweną zdecydowanie nadaje barwę trylogii i nie mam nic do Eowiny, ale gdyby to ona poślubiła Aragorna to po pierwsze jakby nadeszła wojna to oboje by chcieli na nią iść i by się kłucili, a po drugie to gdyby Aragorn poślubił Eowinę to Arwena znów by cały czas płakała więc to nie był by wcale Happy End.
Osobiście nie mam nic do filmu, bo film naprawdę warty zobaczenia i pewnie gdyby w filmie to wszystko było przedctawione na opak to przyzwyczaili byśmy się do tej drugiej wersji i wtedy to że Aragorn poślubił Arwenę a Eowina walczyła na wojnie było by dla nas absurdem. Pozdrawiam wszystkich fanów ''Władcy Pierścieni'' :)
Nie uważam że Liv Tyler źle zagrała swoją rolę czy coś , ale w książce pojawiła się jakiś raz albo dwa , więc nie wiem dlaczego jest jej tak dużo w filmie , np. gdy drużynę gonili Nazgule to przyjechał Glorfindel , a nie Arwena , to mnie trochę zdenerwowało i może dlatego jakoś tak jej nie lubię
Przecież każdy ma prawo do swojego zdania, a ja przyznam się bez bicia, że nie czytałam książki, więc oceniam na podctawie filmu. :)
Arwena pojawiła się dwa razy z czego raz we wspomnieniu.
Też nie mam nic do gry Liv , tylko postać jako całość jest nadmiernie rozbuchana.
"Arwena znów by cały czas płakała "
Ja zapłakałem ze śmiechu z tego tekstu :-))
BRAWO :-)).
Tu wątek miłosny nie wygląda zbyt źle. Gorzej jest z Hobbitem i wątkiem Kiliego, Tauriel i Legolasa oraz rzygogennego wręcz wątku Padme i Anakina. Tam jest koszmar.
Widzę że należę do znacznej mniejszości, którą irytuje Eowina :P Wkurza mnie to że jest taka odważna, mężna i w ogóle. Jak już ktoś wcześniej napisał za bardzo przypomina mi idealnego, dzielnego Aragorna. Jeszcze jedna taka postać to dla mnie za dużo ;)
Eowina jest jedną z nielicznych postaci jakie znam, które są wspaniałym wzorem dla kobiet jeśli chodzi o zaradność, odwagę i determinację oraz dobroć serca. Arvena to beksa, jakich nie mało a które jednocześnie mocno irytują. A tym nowoczesnym wysypie Zmierzchowych śmieci bardzo trudno o naprawdę wspaniałe żeńskie postacie. Ale wiadomo, co kto woli. Temat został założony ot tak by wywołać jakąś konkretną dyskusję ;)
Aragorn nie jest wcale taki idealny. Choć osobiście kocham tą postać i strasznie zazdroszczę Arwenie, to uważam, że zachowanie Aragorna wobec Eowiny było bardzo nie fair. Rozkochał w sobie dziewczynę, wiedząc od początku, że nic z tego nie będzie. Niepotrzebnie robił jej nadzieje.
Na pierwszy rzut oka zarówno Aragorn, jak i Gandalf to postacie niemal bez skazy, piękne, waleczne, ale gdy wczyta się dokładnie w ich charakter... I jeden, i drugi stają się postaciami antypatycznymi.
Gandalfa nigdy nie znosiłam. W filmie bardzo ciepły, naprawdę go lubiłam. W książce coś jak Varys z Gry o Tron. Niby stroi w cieniu, ale trzyma wszystkie sznurki, manipulator, typowy Władca Marionetek. Czasem miałam wrażenie, że gdyby mu dać do wyboru elfy bądź ludzi, to tych drugich zdradzi bez wahania.
Aragorn również, niby cud miód mężczyzną, ale tak naprawdę piękne opakowanie z brzydką zawartością. Przede wszystkim, bodajże w 3 części książki rzuciło się w moje oczy to, jak traktuje kompanów. Tak jakby, sama nie wiem... zdawał się traktować z ich pogardą, trochę przedmiotowo. Nie jako znajomych ale podmioty potrzebne do zdobycia tronu. Chociażby nadęta pycha odnośnie Gimliego w związku z palantirem... dawno nie miałam ochoty, by jakiegokolwiek bohatera Śródziemia walnąć w pysk tak, jak Aragorna. To samo traktowanie Theodena w jego własnym domu. Przepraszam ale nie, mimo wszystko, Theoden stał nad nim wyżej w tamtym momencie, opieprz od Rohańczyka bardzo w czasie, taki kubeł zimnej wody bardzo się przydał.
LadyLannister ma rację odnośnie potraktowania Eowiny. Wyglądało to tak, jakby Aragorn szykował sobie wyjście awaryjne na wypadek utraty Arweny...
Aragorn był dumny, może nawet pyszałkowaty. Podkreślanie przez cały czas swojego pochodzenia stało się nużące i niesmaczne. Przepraszam za brak składu w wypowiedzi, ale postać ta działa na mnie jak płachta na byka.
Jaką ty książkę czytałaś? (nie o Aragorna mi chodzi, bo na te chwilę nie mam w głowie ów fragmentów - a i z LadyLannister także się zgadzam)
Pytam co do Gandalfa, bo mam wrażenie że cały "sens" postaci umknął ci gdzieś.
Po pierwsze antypatia to dokładne przeciwieństwo cech Gandalfa.
Po drugie - przyznam, że filmowy jest bardziej ciepłą i sympatyczną postacią, i jedyne co Pippinowi czasem się dostaje - gdzie w książce można mieć wrażenie każdemu
- ale do Varysa porównywać? O zdradę podejrzewać? Od manipulatorów wyzywać?
Gandalf przybył do Śródziemia by pomóc w zniszczeniu Saurona, nie po to żeby dla każdego być miłym i jeszcze najlepiej nic nie robić, żeby się przypadkiem nikt urażony nie poczuł.
No dobra - w całej jego działalności na Śródziemiu pojawia się pewne kierowanie innymi
- kierować, przewodzić - trzymajmy się lepiej słów o pozytywnym wydźwięku (niż takie "manipulować").
Na tym jednak polega jego "praca". Nie wolno mu samemu działać - może jedynie motywować innych i służyć radą.
A co do "elfy czy ludzi", to Gandalf akurat słynął z tego, że Młodsze Pokolenie traktował niczym nie gorzej niż Starsze - co tyczy się również hobbitów. A dziwisz mu się że lepiej się czuje wśród elfów - to porównaj jak go traktuje Elrond, a jak Denethor.
Polecam ci więc "wczytać się dokładnie w jego charakter" raz jeszcze. Tylko może tym razem ze świadomością jakim brzemieniem jest dla majara ucieleśnienie na tak wiele lat, wyrzeczenie się swej natury, swej mocy; jaką odpowiedzialnością jest powierzone Istarim zadanie i jakiej pokory i miłości wymaga bycie od wieków 'tym złym', który tylko burzy spokój i zwiastuje nieszczęście, a który, choć w "hierarchii" stoi nad każdym człowiekiem czy elfem, jest tu jedynie by służyć innym (którzy na domiar złego są w większości głupcami i jak porządnie nimi nie wstrząsnąć, nic dobrego nie wyniknie).
I weź tu po 2000 latach nie bądź ani trochę opryskliwy.
Czytałam zarówno Władcę Pierścienia, jak i Hobbita czy Silmarillion, i to kilka razy, chociaż nie na tyle, by sypać z pamięci cytatami. Tak więc zarówno ten opryskliwy ton, jak i ironizowanie nie są potrzebne. To moja bardzo subiektywna opinia, nie ma potrzeby by tak się denerwować.
Doskonale wiem, jaki miał bagaż życiowy. Tak, doskonale też wiem, że Gandalf nie był takim zwykłym mędrcem wędrującym bez celu to tu, to tam. Zdaję sobie też sprawę, że do ogarnięcia wszystkich w walce z Sauronem potrzeba silnej ręki, naprawdę uspokój się, skoro przechodzimy na Ty...
Po prostu nie lubię, jak ktoś tak z ukrycia obserwuje otoczenie, by potem wprowadzać swoje plany. Przez całą lekturę miałam wrażenie, że co do czego, o jego prawdziwych planach wiedzą tylko Elrond, Aragorn i może Galadriela. Sama przyznałaś/przyznałeś, że Gandalf ma pewien pociąg do kierowania innymi... Przewodzenie, manipulowanie, już nie kłóćmy się o słowa. Gandalf pojawiał się to tu, to tam, zjawiał akurat, gdy sytuacja była zła lub miała się pogorszyć, czasami nie wyjaśniał motywów swoich działań, nic dziwnego, że niektórzy nie potrafili mu zaufać. A już na pewno nie dziwię się Denethorowi, któremu po śmierci Boromira pomieszało się do końca w głowie. Dla mnie Denethor jest bardziej postacią tragiczną, to samo Boromir.
Podejrzewam, że Gandalf zdawał sobie sprawę z tego, co się dzieje z Boromirem. Skoro Galadriela to zauważyła, to tamten również widział, co się święci. I kurczę... zostawili go samego z tym. Boromir nie miał wsparcia, chociaż nawet pod koniec drużyna zauważyła, że jest coś nie tak. Nie wiem, jakie Gandalf miał tu motywy, ale już to sprawiło, że nie mogę mu zaufać.
Eh, że też tu nie ma edycji postu...
Do samego Gandalfa poza tym nic nie mam. Bardzo mu nie ufam, a ten książkowy jak dla mnie różni się od filmowego, ale to już mniejsza. Jedyna postać, której naprawdę nie znoszę, to Aragorn. Poza tym, nie o tym mowa w tym temacie, ale o Eowinie i Arwenie, mimo wszystko. Więc może uspokójmy się obydwoje i ręka na zgodę?