Jest to adaptacja a'la "Lśnienie" Kubricka. Choć fanem Kinga nie jestem, to powiem krótko: Cronenberg zawalił na całej linii. Przedstawił coś zupełnie innego niż powieść, kompletnie ją zubożył. Czego brak? O Gregu Stillsonie nie wiemy prawie nic i Johnny strzela do niego, gdy ten kandyduje na senatora. Ponadto film skrócony jest o okres śpiączki, przebieg terapii i wszystkie ważne zdarzenia z tego okresu albo zostały pocięte albo przedstawione inaczej. Nie ma koła fortuny, nie ma fanatyzmu religijnego matki Johnny'ego (i głównie na nim skupia się film). Nie ma nic o motocyklistach, Johnny wyprowadza się od rodziców, wydłużono wątek Franka Dodda, Sara bierze udział w kampanii Stillsona (a scena z dzieckiem została mocno przerobiona - Stillson zasłania się Danny'm). Wątek fotoreportera również skrócono. A Jackie Burroughs w roli matki Johnny'ego to kpina.
Możnaby tak w nieskończoność.
Nie znam powieści i raczej znać nie chcę, ale jak na Cronenberga to słabiutki, przewidywalny, jednowymiarowy filmik.
Zdecydowanie się zgadzam. Najsłabsza ekranizacja jaką kiedykolwiek widziałam. Kicz, tandeta, szczyt komercji. Rozumiem, że ma swoje lata, ale są starsze filmy, które dzisiaj nadal się prezentują przyzwoicie. Mnóstwo pominięte, za to zmiany bezsensowne. Autorzy chyba czytali jedynie streszczenie. Zupełnie inny klimat. Jedną z większych porażek jest Sara, ta postać jest tak banalna w filmie...
King stworzył naprawdę dobrą historię. Wiarygodną, wyważoną, z ciekawą problematyką i godnym zakończeniem. Na jego miejscu było by mi po prostu przykro.
Książkę gorąco polecam, ale film zdecydowanie odradzam.
Bez sensu jest czepianie się, że film nie jest wierny książce. Jest na motywach książki, a to nie znaczy, że musi ją "powielać". Sceanarzysta na porzeby filmu może zrobić z historią co mu się podoba, jeśli sądzi, że filmowi wyjdzie to na dobre. A ile trwałby film, gdyby dokładnie odwzorowywał książkę? Ludzie by posnęli.
Nie zgadzam się z opiniami typu: "beznadzieja słabizna, tandeta", etc. Jak powiedział swego czasu Leon Schiller - "Tak, to można sobie powiedzieć w burdelu, tu trzeba uzasadnić". Faktem jest, że jest to obraz mało "cronenbergowski" i nieco odstaje - klimatem i fabułą - od innych jego produkcji, choć pamiętać należy, że w przeciwieństwie do innych filmów przez Davida C. wyreżyserowanych, do "Martwej strefy" scenariusz pisał nie on sam. Druga sprawa, że film nie jest skoncentrowany wokół jednej fabuły. Raczej mamy tu trzy historyjki (morderca dziewczynek, uchronienie syna pewnego działacza i zamach na senatora), które spaja postać grana przez jak zwykle genialnego Christophera Walkena. Niemniej jednak, film nie nudzi, pomimo rwanej historii wciąga i, moim zdaniem, należy do udanych adaptacji prozy Kinga. I choćby za to należy się Cronebergowi za ten film szacunek. :)
Nie użyłem słów "beznadzieja, słabizna, tandeta". Napisałem jedynie, że Jackie Burroughs w roli matki Johnny'ego to kpina, a to zupełnie inna sprawa i fakt.
Film świetny ... dać takiemu jeden to wstyd. Skala jest od 1 do 10 ... to co dostanie jakis "wyjazd integracyjny" "kac wawa" "gulczas jak myslisz" ? Minus dziesiec ? Wariatwo