Chyba nikt tutaj tego jakoś nie podkreślił - dla mnie zarówno fabuła jak i sama materia filmu to genialna analiza szaleństwa. Bo sam w sumie nie wiem, czy bardziej niedorzecznym szaleństwem było przedstawione w filmie przenoszenie statku czy też kręcenie filmu, w którym przecież musiano dokładnie to samo zrobić?
Czy większym szaleństwem były przedstawione w filmie plany Fitzgeralda, czy sam proces kręcenia filmu przez geniusza Herzoga i kompletnie walniętego Kinskiego? ;)
Film może dłużyć się niemiłosiernie, to nie Hollywood i wielu znajomych jakoś przy nim odpadło. Dla mnie jeden z niewielu 10/10.